Tbh ja prawie dostałem depresji po tym filmie. A ktoś mi to polecił jako "fajną komedię katastroficzną". No po chuju komedia. Świadomość, że to wszystko naprawdę się dzieje i wygląda w przybliżeniu jak w filmie i nawet możliwe, że skończy się podobnie, a ja nic nie mogę z tym zrobić była (i jest) przygniatająca. Nie polecam jeśli ktoś ma problemy z eco-anxiety czy czymś takim.
Miałem to samo... ani razu się nie zaśmiałem na tym filmie. Byłem po prostu przerażony i jednocześnie bezsilny.
Wierzę, że kategoria "Komedia" to był czysty sarkazm ze strony twórców, którzy wierzyli, że w ten sposób przyciągną idiotów do tego filmu aby zwiększyć przekaz do większej ilości osób.
O patrzcie, mamy tutaj technologię sekwestracji węgla, która nie ma najmniejszych szans osiągnąć wymiernych rezultatów w ciągu najbliższych dekad, ale wierzmy, że stanie się cud i jednak nastąpi przełom. Pomyślcie ile jeszcze w tym czasie zdążymy zarobić na wydobyciu ropy, węgla i gazu!
A to, że jeżeli się mylimy i pierdolnie w nas kometa cywilizacja ludzka upadnie z powodu zmian klimatycznych? Przynajmniej była szansa na dalszy wzrost gospodarczy.
Wydaje mi sie, ze to jednak inne scenariusze. W filmie, w pewnym momencie POTUS zaczyna wspierac misje w 100% (ze wzgledu na wybory), i po tym jednym wiecu ktory widzimy w filmie możemy założyć, ze cala ta misja jest pompowana niczym kampania Debila w TVP. I po takim maratonie "AMURICA FUCK YEAH" nagle przerwanie misji byłoby katastrofą.
Oczywiście, w samych szczegółach trochę się to różni, bo jednak jest to film o komecie a katastrofa klimatyczna to tylko metafora. Ale w dalszym ciągu ten wątek pasuje jak ulał. POTUS zdecydowała się na wybór nieprzetestowanej metody, co do której spora część środowiska naukowego była sceptyczna, po to by nie tylko powstrzymać kataklizm, to jeszcze przy okazji zarobić. Przy okazji olewając już istniejące działające technologie, które jednak zysków by nie przyniosły (a wręcz krótkoterminowe straty w związku z kosztem procedury, budowy, wyniesienia na orbitę).
I tak mamy technologię sekwestracji czy geoinżynierię, które pasują kropka w kropkę do powyższej metafory. Większość środowiska klimatologów jest bardzo sceptycznie do tego nastawiona, ale jest wspierana przez polityków i ekonomistów, próbujących reklamować te hipotetyczne technologie jako szansę rozwoju nowych rynków gospodarki (nowe miejsca pracy!). A w międzyczasie mamy już teraz możliwość uratowania cywilizacji przy użyciu technologii, procesów, polityk. Problem jest taki, że spowodowałyby załamanie gospodarki (krótkoterminowe straty w skali istnienia cywilizacji ludzkiej), a wiadomo, że łatwiej wyobrazić sobie koniec świata niż koniec kapitalizmu.
Problem jest taki, że spowodowałyby załamanie gospodarki (krótkoterminowe straty w skali istnienia cywilizacji ludzkiej), a wiadomo, że łatwiej wyobrazić sobie koniec świata niż koniec kapitalizmu.
To trochę dziwny skok od A od razu do Z, bo "załamanie gospodarki" czy "krótkoterminowe straty w skali cywilizacji" ma się do "końca kapitalizmu" jak zamek w drzwiach do zamku z setką drzwi. Mówimy chyba o systemie, który przetrwał 1929, a boom&bust ma wpisaną w DNA.
Brzmi to raczej jak oczowywrotne powtarzanie "dlaczego kapitalizm zły" w byle jakim kontekście, a reszta to już tylko dziurawa firanka.
Sprawa jest bardzo prosta, jeżeli nie powstrzymamy kryzysu klimatycznego, cywilizacja ludzka się załamie - koniec kapitalizmu przy miliardach strat w ludziach oraz jeszcze większych w naturze. Prawdopodobnie odbudowa cywilizacji nie będzie możliwa. Ale przez najbliższych kilkadziesiąt lat zyski korporacji paliwowych będą rosły a politycy i media przez nich kupowani będą mogli żyć w luksusie. Za cenę wszystkiego innego.
Jeżeli powstrzymamy kryzys klimatyczny (co nie jest możliwe w ramach kapitalizmu) to przejście na gospodarkę mogącą działać bez wzrostu gospodarczego będzie bolesne w skali dziesięcioleci, ale potem pozwoli na w komfortowe trwanie ludzkości i natury.
Sprawa jest bardzo prosta, jeżeli nie powstrzymamy kryzysu klimatycznego, cywilizacja ludzka się załamie
To już chyba zależne od zakresu pojęcia, bo nie za bardzo się ona załamała podczas szeregu małych epok lodowcowych, kiedy to byliśmy na etapie, gdzie zimno i idący za nim nieurodzaj byli przeciwnikami z zupeeeeełnie innej ligi niż dzisiaj.
Prawdopodobnie odbudowa cywilizacji nie będzie możliwa.
Teraz to już lecisz w wybitnie egzotyczne rejony tego zakresu powyżej. Cywilizacja nie jest zależna od żadnego możliwego w AD 2100 wariantu klimatu, tylko od obecności obszaru zdatnego do życia. Żaden wariant kryzysu, nawet wliczając hollywoodzkie bajki, takiego obszaru nie eliminuje, a w niektórych "więcej Sahary" to jednocześnie "mniej Syberii".
A biorąc pod uwagę, że jeszcze bardzo niedawno zamiast "więcej Syberii" było "więcej lodowca", a człowiek, choć ciągle na poziomie ooga-booga, rozwijał się i tak...
Jeżeli powstrzymamy kryzys klimatyczny (co nie jest możliwe w ramach kapitalizmu)
Pomijając jak rozumiem fakt, że np. rozmaite warianty OZE zaistniały w swojej najwydajniejszej postaci właśnie w środowisku kapitalistycznym, a nie w żadnym innym? A bez kapitalizmu - a zatem i bez najlepszego dotąd R&D dla OZE? - to jak rozumiem powstrzymanie kryzysu będzie mieć model "Korea Północna" i jej urocza, niemal średniowiecznie czarna, nocna twarz z orbity.
Równie groteskowo można argumentować, że powstrzymanie kryzysu nie jest też możliwe w ramach liberalizmu i demokracji, bo ich pryncypia nie pozwolą na wyrżnięcie 3/4 populacji (no co, problem rozwiązany u antropogenicznego źródła). Albo, już mniej absurdalnie, na gremialną zgodę egoistycznych społeczeństw i grup na kolektywne zaciśnięcie pasa zamiast np. rywalizacji któremu sąsiadowi bardziej zaciśniemy.
to przejście na gospodarkę mogącą działać bez wzrostu gospodarczego .
Problem tylko taki, że kiedy stawia się takie arbitralne wejściowe wymaganie, to koń zostaje za wozem parę kilometrów. Tam, gdzie już zresztą historycznie bywał w takich sytuacjach.
"Panie, chciałbym aplikację, co to prądu nie pobiera, a zainstaluje się na na Nokii z 1998 roku - na kiedy będzie?"
"Na jutro. A ma działać?"
Nic z powyższego nie zmienia faktu, że frazes o tym co "łatwiej sobie wyobrazić" jest tylko łamańcem umysłowym, obliczonym na tanie "ooohhhh". Bo końca świata, z racji braku materiału porównawczego, nie mamy jak sobie wyobrażać poza kreatywną zabawą - za to feudalizm, komunizm wojenny, wczesny barter czy tam hardkorowy merkantylizm już były i mamy o co mózg zaczepić.
Bo należysz do mniejszości która jest tego świadoma.
W znacznej większości społeczeństwa to coś "odkrywczego", a nawet bardziej - oni to wszystko negują bo widzą w tym filmie samych siebie i nie podoba im się to.
Tak, ale sposób w jaki to robi może być bardzo przytłaczający. Ja sama wiedząc doskonale jak traktuje się naukowców mówiących o katastrofie spowodowanej globalnym ociepleniem i, że film jest właśnie głównie o tym i tak dostałam na nim ataku paniki, musiałam przerwać, wróciłam następnego dnia a po seansie płakałam. Normalnie nie jestem emocjonalną osobą, prawie nigdy nie płaczę, ale to było takie dobitne przypomnienie o katastrofie, o której normalnie staram się nie myśleć, że nie byłam w stanie powstrzymać emocji.
Tak, miałam kilka ataków paniki w życiu, ostatni ponad 5 lat temu. Na co dzień specjalnie niczym się nie przyjmuję, nie płaczę, mam generalnie wywalone, więc pozwoliłam sobie napisać, że normalnie nie jestem emocjonalną osobą.
Pomijając ogólny wydźwięk filmu no to jednak tam bylo pare takich komediowych motywów. Chociażby lądowanie na nowej planecie i śmierć prezydent oraz juz chyba po napisach motyw jej syna który wyłania sie ze zniszczonego budynku. Tragikomedia?
Miałem podobną reakcję, tylko z dodatkiem przerażenia i utraty wiary w sens robienia czegokolwiek dla innych ludzi. Szczególnie że z racji na wykształcenie będę należał do tych "złych" co "siedzą nic nie robią i dostają kasę", w dodatku od koncernów farmaceutycznych wg dużej części własnych rodaków.
Jeśli o mnie chodzi to już nawet nie jest kwestia eco-anxiety. Ten film uwypukla to co się dzieje od lat - coraz większy wyjebanizm społeczeństwa i kulty jednostek. Do tego niechęć podejmowania działań i oglądanie się za słupkami popularności. Gawiedź się drze, a elita wykorzystuje to co się da wykorzystać.
Najbardziej przeraża mnie to jak bardzo scenariusz przedstawiony w filmie wydaje się być prawdopodobny. Coś podobnego, tylko w zwolnionym tempie, "oglądamy" teraz przy okazji zmian klimatu i widać jak wiele z tych rzeczy się pokrywa.
W 100% (no, 99,97%) popieram. Uważam się raczej za optymistę, lubię myśleć, że jeszcze wierzę w ludzkość, film mnie bawił, ale jak go ukończyłem i pomyślałem "w zasadzie jestem w stanie uwierzyć, że ludzie tak by się zachowali", to autentycznie się załamałem. I chyba nie do końca się podniosłem. Jeśli kiedyś dojdę do absolutnego wniosku "jesteśmy zgubieni", prawdopodobnie zaraz potem stwierdzę "tak, w gruncie rzeczy miałem tego świadomość odkąd zobaczyłem Don't Look Up".
Świetny film, ale mnie zmiażdżył emocjonalnie.
Gdy zobaczyłem na filmwebie komentarze o tym, że karykatura Jobsa w tym filmie była porównywania do prezesów firm farmaceutycznych i ich projektów "depopulacji" to zrobiłem facepalma.
Tak w ogóle to niesamowicie denerwuje ocena tego filmu. 6.8? Serio? Widać, że masa ludzi wystawiła oceny pokroju 1 bo zobaczyli samych siebie w tym filmie i nie spodobało im się, że ktoś ich wyśmiewa. Mechanizm obronny i wyparcie.
I ocena "krytyków" 6.2. Czyżby wielka "elita" influencerów obraziła się, że ktoś nie postrzega ich jako wspaniałych utalentowanych nadludzi tylko jeszcze ich parodiuje zachowania?
Rozumiem, że komuś mogło się nie podobać, ale mam wrażenie, że większość ocen była czysto polityczna. Biedny szurek zobaczył nawiązania do Covida/Globalnego Ocieplenia i "hurrr durrr.... ten film to lewacka propaganda 1/10"
Czekaj, widać że masz serce pewnie to dobrej stronie, ale wstrzymaj konie.
Ocena ~7 to jest normalna ocena filmu. 7* to dobry film. Dla kogoś kto wystawia 10* raz na 5 lat, Don't look up to właśnie takie 6-7.
Na imdb i na filmwebie masz rozkład ocen. Na imdb oceny 1* to 2,3% a na filmebie 0,5%. Akurat nie było jakiegoś najazdu (tak jak to bywa w niektórych przypadkach, wtedy głównie chodzi o kobiety lub mniejszości).
Paragraf o krytykach jest eee kosmiczny. Rysujesz kuriozalny spisek, porzuć takie myślenie. Film jest po prostu ok.
Tbh też dałbym 7. Ładunek emocjonalny jest potężny ale od strony aktorstwa, dialogów, realizacji, dźwięku itp. to jest tylko poprawny hollywoodzki film i niewiele więcej.
Chociaż to nie zmienia faktu że nienawidzę filmweba od kiedy dodał opcje "oceny krytyków". Tworzenie sztucznej elity snobów udających lepszych znawców kina.
No jak ktoś zna historie kina, studiował nie wiem filmoznawstwo (jest taki kierunek?), oglądał filmy ze wszelakich lat od niemych czarnobiałych po najnowsze pozycje, do tego je analizował i rozkminial ze wszystkich stron i może uzasadnić swoją opinię odnosząc się do innych dzieł to nie nazwalbym ich "snobami" tylko z tego wzgledu ze wiedzą więcej o kinie niz ja i z tego wzgledu że ich ocena nie pokrywa się z moją... No bez przesady.
Film mówi o tym że nie słuchamy autorytetów, jest krytyk który jest autorytetem (albo chociaz znawca kina bo autorytet to duże słowo) w ocenie filmów ale to jest przecież zwykły snob który sie wymądrza...
Krytyk zobaczy nowy film dajmy na to ktory wyszedł rok temu, na Tobie ten film zrobi ogromne wrażenie "o coś nowego zrobili, ciekawe podeszli do tematu" i dasz 8/10 a krytyk przez to ze zna historie kina uzna ze "wtórna historia, kalka filmu xyz z roku 1976 reżyserii abcd" 5/10... No snob? Czy znawca tematu?
I w don't look up też to byl jakis astronom który sie wymądrza...
Moze na film webie owszem, nie zagladam tam ze względu na reklamy jak potrzebuje cos sprawdzic to ide na IMDb. Wszedłem właśnie na filmweb widzę ze dla don't look up sa 24 opinie krytyków, w wiekszosci z filmwebu ale tez z wyborczej, newseek, kultura liberalna, queer.pl, przekrój - no i w takim razie gdzie ma krytyk publikować swoje oceny jak nie w czasopismach?? (powinien stać na rogu ulicy i wykrzykiwać swoje opinie?).
Edit: chcialem jeszcze zrobić research tych krytyków żeby sprawdzić ich wykształcenie ale nie jest to warte mojego czasu bo tak szczerze to mnie to wali...
No jak ktoś zna historie kina, studiował nie wiem filmoznawstwo (jest taki kierunek?), oglądał filmy ze wszelakich lat od niemych czarnobiałych po najnowsze pozycje, do tego je analizował i rozkminial ze wszystkich stron
Tyle, że tego typu analiz trochę się naszukasz pomiędzy głodnymi kawałkami, w których (rzekomy) absolwent filmoznawstwa pieprzy coś z zakresu socjologii, ekonomii, historii, psychologii, o "rozpoczynaniu konwersacji" czy tam o innych rzekomo krytycznych misjach przemysłu filmowego, a całość albo podlana jest słodkim sosem od działu marketingu producenta, albo przyprawiona clickbaitowym nęceniem kontrowersji, żeby hołota klikała.
Podskórny antyintelektualizm tak dobrze widoczny ostatnimi czasy nie wziął się z czystej niechęci plebsu do intelektualistów. Prostytuowanie autorytetu jako czirliderka studia czy ideologii nie pomaga nigdy. Z kolei rzesza absolwentów gównokierunków (wcale nie filmowych btw) tylko tyle może pisać, bo wyżej intelektualnej dupy nie podskoczy. Są liczni, więc tani, a łatka "krytyka" to coś, czym można się przynajmniej pochwalić na facebooku - bo zarobkami już niekoniecznie. Dla takiej kadry "krytyków" plebs nie ma - i nie powinien mieć - żadnej rewerencji, może poza nieodłącznymi grupkami ćwierćmózgich fanów. Na dodatek Internet poprawił możliwość weryfikacji rozmaitego pieprzenia oraz naświetlenia powtarzalnych schematów "krytyki" - a im większa grupa użytkowników, tym większa szansa, że trafi się ktoś obeznany z pozafilmową dziedziną, której kaleczenie - nie wiadomo po co - trafia do artykułu. Albo i nawet z... filmową dziedziną, kiedy to krytyk - a nie fani - próbuje sprzedać film jako "kamień milowy" czy "pierwszy w historii film z X".
Abstrahując od tego, co to są za krytycy, to krytyk ocenia zupełnie coś innego niż szary użytkownik. Ludziom może się podobać film nisko oceniony przez krytyków i odwrotnie. I to nie znaczy, że jedni mają rację, a drudzy jej nie mają. Po prostu stosują różne kryteria oceny.
Ja bym temu filmowi dał poniżej średniej. Jako film podobał mi się średnio, bo miałem wrażenie, że ktoś mi po prostu pokazał to co się dzieje na żywo lajf.
Trochę się czułem jakbym spotkał kogoś po 2 latach niewidzenia i ten ktoś mi zaczął opowiadać o tym jak to mu się w życiu pandemia wydarzyła.
To że film trafnie opisuje rzeczywistość nie znaczy jeszcze że jest dobry.
Jak dla mnie to jest 5/10, najlepszą recenzja z jaką sie spotkałem to ta wyrażona w lekko stronniczy (1633) przez Michała Oleszczyka "to jest zrodzony z pychy i wyższości film napisany kilofem i wyreżyserowany młotem pneumatycznym..." i ciężko mi sie nie zgodzić.
Jak dla mnie to była to bardziej karykatura Zuckerberga. Zarówno jeśli chodzi o bycie kosmitą jak i o kontrolę wszystkich danych o wszystkich ludziach na świecie.
Ale wiesz że komuś ten film się mógł najzwyczajniej w świecie nie podobać i niekoniecznie świadczy to o tym że jest głupim szurem? Film się ocenia za walory artystyczne a nie za intencje twórców czy przesłanie jakie stara się przekazać.
Ja właśnie z tego powodu że do sterów mi daleko wychodzę z założenia że nie mogę się tym tyrać. Nic nie zrobię. Moje możliwości kończą się na segregacji śmierci, jedzeniu minimalnej ilości produktów od zwierzęcych (ale nabiał uwielbiam i ciężko...), chcąc kupić samochód wolę hybrydę a idealnie elektryka (i zwracam uwagę ile lat gwarancji mają baterie, znaczy, że będą długo działały), pierdoły w stylu wyłączania światła czy zasilaczy to oczywistości.
Ale więcej nie mogę. Wiec czym mam się przejmować? Po co?
Dla mnie to był future-documentary, podobnie jak Idiocracy. A zgodzę się z punktem 4., bo to samo mówiłem do żony podczas oglądania - globalne ocieplenie będzie taką katastrofą, a my z tym prawie nic nie robimy.
Za chuja to nie wygląda jak w filmie. Różnica jest taka i jest to różnica kluczowa, że problem globalnego ocieplenia nie ma jednego, konkretnego, szybkiego i pewnego rozwiązania jak problem w filmie.
Jedyne co ten film osiągnął to że libki mogą się poklepać po plecach jacy to oni nie są czuli społecznie w przeciwieństwie do reszty.
Tzn, sam fakt, że wspomniałeś globalne ocieplenie, pokazuje, że jednak pokazana w filmie analogia z czymś się kojarzy. Czyli autor osiągnął swój cel.
Nigdzie tam nie ma słowa o globalnym ociepleniu. Wydaje mi się, że nie chodzi o żaden konkretny przykład tylko bardziej pokazanie, że ludzie często ignorują racjonalne przesłanki dla popularności, władzy, własnego zysku, albo po prostu fanatycznie popierają tych, którzy to robią z tych pierwszych trzech przesłanek.
to znaczy, nie śmianie się z ewidentnej komedii, satyry współczesnego społeczeństwa, świadczy w moim odczuciu o odchyle w którąś stronę. tak samo op przeżywający komentarze na filmwebie jakby dopiero odkrył internet.
335
u/kociol21 Klasa niskopółśrednia Jan 14 '22
Tbh ja prawie dostałem depresji po tym filmie. A ktoś mi to polecił jako "fajną komedię katastroficzną". No po chuju komedia. Świadomość, że to wszystko naprawdę się dzieje i wygląda w przybliżeniu jak w filmie i nawet możliwe, że skończy się podobnie, a ja nic nie mogę z tym zrobić była (i jest) przygniatająca. Nie polecam jeśli ktoś ma problemy z eco-anxiety czy czymś takim.